Zarzut zabójstwa dla kierowcy i pasażera po wypadku w Milczy
08 listopada, 2019Wiadomości / Krosno / Rymanów
Na ławie oskarżonych zasiedli dwaj młodzi mieszkańcy gminy Rymanów
W Sądzie Okręgowym w Krośnie rozpoczął się proces dwóch młodych mieszkańców gminy Rymanów. Jak ustaliła Prokuratura Rejonowa w Krośnie, 22-letni Dawid M. oplem corsą potrącił idącą poboczem 52-letnią kobietę a później wspólnie z 23-letnim Piotrem B. ciężko ranną pieszą wepchnęli do betonowego przepustu i pozostawili. Kobieta niedługo potem zmarła.
W czwartkowy poranek, 6 grudnia ubiegłego roku, przed godz. 7 rano, mieszkaniec ul. Kolejowej w Milczy przy jednej z posesji zauważył nogi kobiety wystające z betonowej rury przepustu wodnego pod mostkiem prowadzącym do prywatnej posesji. Okazało się, że była to mieszkająca w pobliżu Zofia K. Kobieta już nie żyła. W pobliżu leżała damska torebka, na mostku obok damski but a na poboczu okulary. Znaleziono także elementy lusterka samochodowego.
Udało się ustalić, że poprzedniego dnia, około godz. 22.30 kobieta wracając z pracy, wysiadła z busa na skrzyżowaniu i poszła w kierunku domu. Do niego jednak nie dotarła. Policjanci szybko wpadli na trop kierowcy i pasażera samochodu, którzy mogli mieć związek z tragicznym potrąceniem. Kierującemu oplem corsą Dawidowi M. na początku postawiony został zarzut spowodowania wypadku drogowego, ucieczki z miejsca zdarzenia i nieudzielenia pomocy poszkodowanej. Z kolei pasażer Piotr B. usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy oraz zacierania śladów przestępstwa.
Obaj młodzi mężczyźni trafili na 2 miesiące do aresztu tymczasowego. Dawid M. cały czas jest tymczasowo aresztowany, a Piotr B. w lutym 2019 r. wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym.
Ciało kobiety znaleziono przy drodze w Milczy
W trakcie śledztwa prokuratura zleciła kilka ekspertyz, które miały odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób kobieta znalazła się w tak nietypowej pozycji w betonowym przepuście. Biegły od rekonstrukcji wypadków uznał, że nie jest możliwe, by było to wynikiem odrzucenia po uderzeniu przez samochód. Z kolei lekarz stwierdził, że Zofia K. została potrącona od tyłu, szybko straciła przytomność i nie mogła poruszać się samodzielnie. Została wepchnięta do przepustu, gdzie się wykrwawiła i zmarła. Mogło to się stać w przedziale od 15 do 45 minut po wypadku. Zdaniem biegłego lekarza, szybkie udzielenie pomocy dawało pewną nadzieję na uratowanie jej życia.
Opinie te spowodowały, że prokuratura zmieniła obydwu mężczyznom zarzuty. Dawid M. i Piotr B. zostali oskarżeni o to, że działając w zamiarze ewentualnym, wspólnie i w porozumieniu pozbawili życia Zofię K. Po potrąceniu samochodem, ciężko ranną kobietę wepchnęli do betonowego przepustu, gdzie ją pozostawili. Tam doszło do wykrwawienia się i zgonu 52-letniej kobiety. Swoim zachowaniem zmniejszyli jednocześnie możliwość udzielenia jej pomocy.
Dodatkowo Dawid M. oskarżony został o niezachowanie należytych środków ostrożności i spowodowanie wypadku drogowego, w którym ofiara doznała ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz ucieczkę z miejsca zdarzenia. Piotr B. dostał zarzut zacierania śladów z opla corsy, mogące świadczyć o udziale tego pojazdu w wypadku oraz usunięcie z telefonu wiadomości tekstowych między nim a Dawidem M. dotyczących wypadku.
Proces obydwu mężczyzn rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w Krośnie 8 listopada. Dawid M. przyznał się do spowodowania wypadku i nieudzielenia pomocy, natomiast nie przyznał się do zabójstwa. Zdecydował się na złożenie wyjaśnień oraz odpowiadać na pytania jedynie sądu i swojego obrońcy. Dawid M. 5 grudnia po wyjściu z pracy skontaktował się z Piotrem B. Obaj umówili się przy sklepie w centrum Wróblika Szlacheckiego w pobliżu stacji PKP. Mieli zamiar pokręcić się po okolicy. Po drodze zabrali jeszcze jednego kolegę i pojechali na parking przy kościele we Wróbliku Królewskim. - Tam rozmawialiśmy do godziny 22, alkoholu nie piliśmy, po czym odwiozłem kolegę do domu. Chciałem też odwieźć Piotrka. Gdy byliśmy w drodze w kierunku Milczy stwierdziłem, że na skrzyżowaniu pojadę prosto, choć bliżej byłoby, gdybym skręcił w lewo. W pewnym momencie zauważyłem jadący z naprzeciwka pojazd, który mnie oślepiał. Jechałem wtedy z prędkością około 50 km/h. Na moment przed jego wyminięciem poczuliśmy uderzenie z prawej strony samochodu. Piotrek powiedział, że chyba widział jakieś włosy. Około 20 metrów dalej zatrzymałem się, nie wysiadając z samochodu rozejrzałem się dookoła, ale nie zauważyłem nic podejrzanego i ruszyliśmy dalej. Nie wiem, czy świeciły się wtedy lampy uliczne - wyjaśniał przed sądem Dawid M.
Jak mówił dalej oskarżony, coś nie dawało mu spokoju i nawrócił na parkingu przy kościele w Milczy. - Piotrek wtedy wspomniał, że dobrze, iż nawróciłem, bo na pobliskim przejeździe kolejowym jest kamera. Wróciliśmy tą samą drogą, miałem włączone "długie" światła. W miejscu, gdzie wydawało mi się, że słyszałem uderzenie zwolniłem, ale nic podejrzanego też nie zobaczyłem. Potem skręciliśmy w prawo w kierunku domu Piotrka, ale chciał byśmy jeszcze podjechali na drogę dojazdową do żwirowni - dodał oskarżony.
Gdy zaparkowali samochód wyszli z niego. Po prawej stronie zobaczyli brak lusterka, wygięte nadkole oraz 3 czarne ślady na łączeniu maski z szybą. - Piotrek przetarł je ręką. Nic to jednak nie pomogło. Zapytał mnie, czy nie mam czegoś, by to wyczyścić. Z bagażnika wyciągnąłem płyn do spryskiwaczy. Polałem nim ślady a Piotrek ścierał je swoimi kalesonami. Nie mam pojęcia, co się z nimi później stało - wyjaśnił 22-letni oskarżony.
Powiedzieli sobie, żeby o tym "incydencie", nikomu nie wspominać i Dawid M. odwiózł Piotra B. do domu. - Przed wyjściem z samochodu powiedział mi, że jeszcze przejedzie się po całej ulicy, gdzie słyszeli uderzenie i sprawdzi, czy na pewno nic nikomu się nie stało - stwierdził Dawid M.
Po jakimś czasie Dawid M., który był już w domu, dostał od kolegi sms, w którym pisał, że przejechał czy przeszedł całą ulicę, niczego podejrzanego nie zauważył a lusterka nie szukał i wrócił do domu. - Żadnych sms-ów w swoim telefonie nie kasowałem. Ze strony Piotrka padło hasło, żebyśmy usunęli, ale ja tego nie zrobiłem - stwierdził.
22-latek przeglądając rano portal społecznościowy dowiedział się o wypadku i skojarzył, że to on potrącił kobietę. - Nie mam pojęcia dlaczego wtedy nie zgłosiłem się na policję - dodał. Na koniec wyjaśnień zwrócił się do rodziny Zofii K. - Przepraszam, że spowodowałem ten wypadek i uciekłem z miejsca zdarzenia - powiedział Dawid M.
Synowie Zofii K. występują jako oskarżyciele posiłkowi
Z kolei Piotr B. nie przyznał się do żadnego ze stawianych mu zarzutów. Stwierdził, że jest nimi przerażony. Zgodził się złożyć wyjaśnienia i odpowiadać na pytania jedynie swoich obrońców. Przedstawił nieco inną wersję niż Dawid M. 5 grudnia zdzwonili się z 22-letnim kolegą po godz. 21. Spotkali się przy sklepie we Wróbliku Szlacheckim. - Dawid poszedł do sklepu, kupił 2 piwa i pojechaliśmy kawałek dalej na parking przy kościele we Wróbliku Szlacheckim. Wypaliliśmy po "fajce", wypiliśmy po piwie i pojechaliśmy po kolegę. Po powrocie na ten sam parking wypaliliśmy jeszcze po papierosie i wypiliśmy jeszcze po jednym piwie. Odwieźliśmy kolegę do domu, stanęliśmy jeszcze chwilę na parkingu i pojechaliśmy w stronę mojego domu, choć chciałem iść na piechotę, bo Dawid był po dwóch piwach - mówił w sądzie Piotr B.
23-letni oskarżony siedział z przodu na miejscu pasażera i cały czas przeglądał na komórce portal społecznościowy. Na łuku drogi Dawid zamiast skręcić w lewo, pojechał na wprost. - Wydaje mi się, że nie wyrobił się na łuku, bo jechał więcej niż 50 km/h, korzystał też w tym czasie z telefonu. Po chwili usłyszałem ogromny huk. Kolega zwolnił troszkę i pojechaliśmy w kierunku kościoła, by zawrócić. Zaproponował to Dawid. W drodze powrotnej nic nie zauważyliśmy i po chwili skręciliśmy w prawo, w kierunku mojego domu. Padł jeszcze pomysł, by pojechać na żwirownię i zobaczyć, co się stało - wyjaśnił Piotr B.
Po wyjściu zobaczył, że lotka od przedniego zderzaka jest urwana. Z kolei Dawid zobaczył, że jest plama na masce i poszedł do bagażnika po płyn do spryskiwaczy. - Dałem mu swoje kalesony i on powycierał te plamy. Wypaliliśmy jeszcze po dwie "fajki" i odwiózł mnie do domu. Rozmawiałem jeszcze z mamą, która mnie "zrypała", że tak późno przyszedłem. Było już po 22.30. Dawid napisał mi, że jest na przystanku, bo jak mnie zostawił, to pojechał jeszcze w tamtą stronę. Pisałem jeszcze chwilę z Dawidem i koleżanką, przeglądałem też portal społecznościowy na laptopie i potem usnąłem - stwierdził oskarżony Piotr B.
Jako oskarżyciele posiłkowi występują przed sądem dwaj synowie Zofii K. Obydwaj dowiedzieli się o śmierci matki 6 grudnia rano od męża swojej kuzynki. Młodszy z ich pomagał w pracach budowlanych koledze, a starszy był wtedy już w pracy. - Nie byłem zaniepokojony tym, że mama nie wróciła przed godz. 23. Często zostawała dłużej. Jak pracowała 8 godzin, to na przystanek na skrzyżowanie przejeżdżała między 22.20 a 22.30 - zeznał młodszy z braci.
Synowie potwierdzili, że ani oskarżeni, ani nikt z ich rodzin nie kontaktował się z nimi po wypadku, nikt ich nie przeprosił.
Zarzut zabójstwa zagrożony jest karą pozbawienia wolności od lat 8, karą 25 lat więzienia, bądź dożywociem.
Czytaj również:
Ciało kobiety znaleziono przy drodze w Milczy
Tragedia w Milczy. Policjanci zatrzymali dwóch podejrzanych
Udało się ustalić, że poprzedniego dnia, około godz. 22.30 kobieta wracając z pracy, wysiadła z busa na skrzyżowaniu i poszła w kierunku domu. Do niego jednak nie dotarła. Policjanci szybko wpadli na trop kierowcy i pasażera samochodu, którzy mogli mieć związek z tragicznym potrąceniem. Kierującemu oplem corsą Dawidowi M. na początku postawiony został zarzut spowodowania wypadku drogowego, ucieczki z miejsca zdarzenia i nieudzielenia pomocy poszkodowanej. Z kolei pasażer Piotr B. usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy oraz zacierania śladów przestępstwa.
Obaj młodzi mężczyźni trafili na 2 miesiące do aresztu tymczasowego. Dawid M. cały czas jest tymczasowo aresztowany, a Piotr B. w lutym 2019 r. wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym.
Ciało kobiety znaleziono przy drodze w Milczy
W trakcie śledztwa prokuratura zleciła kilka ekspertyz, które miały odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób kobieta znalazła się w tak nietypowej pozycji w betonowym przepuście. Biegły od rekonstrukcji wypadków uznał, że nie jest możliwe, by było to wynikiem odrzucenia po uderzeniu przez samochód. Z kolei lekarz stwierdził, że Zofia K. została potrącona od tyłu, szybko straciła przytomność i nie mogła poruszać się samodzielnie. Została wepchnięta do przepustu, gdzie się wykrwawiła i zmarła. Mogło to się stać w przedziale od 15 do 45 minut po wypadku. Zdaniem biegłego lekarza, szybkie udzielenie pomocy dawało pewną nadzieję na uratowanie jej życia.
Opinie te spowodowały, że prokuratura zmieniła obydwu mężczyznom zarzuty. Dawid M. i Piotr B. zostali oskarżeni o to, że działając w zamiarze ewentualnym, wspólnie i w porozumieniu pozbawili życia Zofię K. Po potrąceniu samochodem, ciężko ranną kobietę wepchnęli do betonowego przepustu, gdzie ją pozostawili. Tam doszło do wykrwawienia się i zgonu 52-letniej kobiety. Swoim zachowaniem zmniejszyli jednocześnie możliwość udzielenia jej pomocy.
Dodatkowo Dawid M. oskarżony został o niezachowanie należytych środków ostrożności i spowodowanie wypadku drogowego, w którym ofiara doznała ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz ucieczkę z miejsca zdarzenia. Piotr B. dostał zarzut zacierania śladów z opla corsy, mogące świadczyć o udziale tego pojazdu w wypadku oraz usunięcie z telefonu wiadomości tekstowych między nim a Dawidem M. dotyczących wypadku.
Proces obydwu mężczyzn rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w Krośnie 8 listopada. Dawid M. przyznał się do spowodowania wypadku i nieudzielenia pomocy, natomiast nie przyznał się do zabójstwa. Zdecydował się na złożenie wyjaśnień oraz odpowiadać na pytania jedynie sądu i swojego obrońcy. Dawid M. 5 grudnia po wyjściu z pracy skontaktował się z Piotrem B. Obaj umówili się przy sklepie w centrum Wróblika Szlacheckiego w pobliżu stacji PKP. Mieli zamiar pokręcić się po okolicy. Po drodze zabrali jeszcze jednego kolegę i pojechali na parking przy kościele we Wróbliku Królewskim. - Tam rozmawialiśmy do godziny 22, alkoholu nie piliśmy, po czym odwiozłem kolegę do domu. Chciałem też odwieźć Piotrka. Gdy byliśmy w drodze w kierunku Milczy stwierdziłem, że na skrzyżowaniu pojadę prosto, choć bliżej byłoby, gdybym skręcił w lewo. W pewnym momencie zauważyłem jadący z naprzeciwka pojazd, który mnie oślepiał. Jechałem wtedy z prędkością około 50 km/h. Na moment przed jego wyminięciem poczuliśmy uderzenie z prawej strony samochodu. Piotrek powiedział, że chyba widział jakieś włosy. Około 20 metrów dalej zatrzymałem się, nie wysiadając z samochodu rozejrzałem się dookoła, ale nie zauważyłem nic podejrzanego i ruszyliśmy dalej. Nie wiem, czy świeciły się wtedy lampy uliczne - wyjaśniał przed sądem Dawid M.
Jak mówił dalej oskarżony, coś nie dawało mu spokoju i nawrócił na parkingu przy kościele w Milczy. - Piotrek wtedy wspomniał, że dobrze, iż nawróciłem, bo na pobliskim przejeździe kolejowym jest kamera. Wróciliśmy tą samą drogą, miałem włączone "długie" światła. W miejscu, gdzie wydawało mi się, że słyszałem uderzenie zwolniłem, ale nic podejrzanego też nie zobaczyłem. Potem skręciliśmy w prawo w kierunku domu Piotrka, ale chciał byśmy jeszcze podjechali na drogę dojazdową do żwirowni - dodał oskarżony.
Gdy zaparkowali samochód wyszli z niego. Po prawej stronie zobaczyli brak lusterka, wygięte nadkole oraz 3 czarne ślady na łączeniu maski z szybą. - Piotrek przetarł je ręką. Nic to jednak nie pomogło. Zapytał mnie, czy nie mam czegoś, by to wyczyścić. Z bagażnika wyciągnąłem płyn do spryskiwaczy. Polałem nim ślady a Piotrek ścierał je swoimi kalesonami. Nie mam pojęcia, co się z nimi później stało - wyjaśnił 22-letni oskarżony.
Powiedzieli sobie, żeby o tym "incydencie", nikomu nie wspominać i Dawid M. odwiózł Piotra B. do domu. - Przed wyjściem z samochodu powiedział mi, że jeszcze przejedzie się po całej ulicy, gdzie słyszeli uderzenie i sprawdzi, czy na pewno nic nikomu się nie stało - stwierdził Dawid M.
Po jakimś czasie Dawid M., który był już w domu, dostał od kolegi sms, w którym pisał, że przejechał czy przeszedł całą ulicę, niczego podejrzanego nie zauważył a lusterka nie szukał i wrócił do domu. - Żadnych sms-ów w swoim telefonie nie kasowałem. Ze strony Piotrka padło hasło, żebyśmy usunęli, ale ja tego nie zrobiłem - stwierdził.
22-latek przeglądając rano portal społecznościowy dowiedział się o wypadku i skojarzył, że to on potrącił kobietę. - Nie mam pojęcia dlaczego wtedy nie zgłosiłem się na policję - dodał. Na koniec wyjaśnień zwrócił się do rodziny Zofii K. - Przepraszam, że spowodowałem ten wypadek i uciekłem z miejsca zdarzenia - powiedział Dawid M.
Synowie Zofii K. występują jako oskarżyciele posiłkowi
Z kolei Piotr B. nie przyznał się do żadnego ze stawianych mu zarzutów. Stwierdził, że jest nimi przerażony. Zgodził się złożyć wyjaśnienia i odpowiadać na pytania jedynie swoich obrońców. Przedstawił nieco inną wersję niż Dawid M. 5 grudnia zdzwonili się z 22-letnim kolegą po godz. 21. Spotkali się przy sklepie we Wróbliku Szlacheckim. - Dawid poszedł do sklepu, kupił 2 piwa i pojechaliśmy kawałek dalej na parking przy kościele we Wróbliku Szlacheckim. Wypaliliśmy po "fajce", wypiliśmy po piwie i pojechaliśmy po kolegę. Po powrocie na ten sam parking wypaliliśmy jeszcze po papierosie i wypiliśmy jeszcze po jednym piwie. Odwieźliśmy kolegę do domu, stanęliśmy jeszcze chwilę na parkingu i pojechaliśmy w stronę mojego domu, choć chciałem iść na piechotę, bo Dawid był po dwóch piwach - mówił w sądzie Piotr B.
23-letni oskarżony siedział z przodu na miejscu pasażera i cały czas przeglądał na komórce portal społecznościowy. Na łuku drogi Dawid zamiast skręcić w lewo, pojechał na wprost. - Wydaje mi się, że nie wyrobił się na łuku, bo jechał więcej niż 50 km/h, korzystał też w tym czasie z telefonu. Po chwili usłyszałem ogromny huk. Kolega zwolnił troszkę i pojechaliśmy w kierunku kościoła, by zawrócić. Zaproponował to Dawid. W drodze powrotnej nic nie zauważyliśmy i po chwili skręciliśmy w prawo, w kierunku mojego domu. Padł jeszcze pomysł, by pojechać na żwirownię i zobaczyć, co się stało - wyjaśnił Piotr B.
Po wyjściu zobaczył, że lotka od przedniego zderzaka jest urwana. Z kolei Dawid zobaczył, że jest plama na masce i poszedł do bagażnika po płyn do spryskiwaczy. - Dałem mu swoje kalesony i on powycierał te plamy. Wypaliliśmy jeszcze po dwie "fajki" i odwiózł mnie do domu. Rozmawiałem jeszcze z mamą, która mnie "zrypała", że tak późno przyszedłem. Było już po 22.30. Dawid napisał mi, że jest na przystanku, bo jak mnie zostawił, to pojechał jeszcze w tamtą stronę. Pisałem jeszcze chwilę z Dawidem i koleżanką, przeglądałem też portal społecznościowy na laptopie i potem usnąłem - stwierdził oskarżony Piotr B.
Jako oskarżyciele posiłkowi występują przed sądem dwaj synowie Zofii K. Obydwaj dowiedzieli się o śmierci matki 6 grudnia rano od męża swojej kuzynki. Młodszy z ich pomagał w pracach budowlanych koledze, a starszy był wtedy już w pracy. - Nie byłem zaniepokojony tym, że mama nie wróciła przed godz. 23. Często zostawała dłużej. Jak pracowała 8 godzin, to na przystanek na skrzyżowanie przejeżdżała między 22.20 a 22.30 - zeznał młodszy z braci.
Synowie potwierdzili, że ani oskarżeni, ani nikt z ich rodzin nie kontaktował się z nimi po wypadku, nikt ich nie przeprosił.
Zarzut zabójstwa zagrożony jest karą pozbawienia wolności od lat 8, karą 25 lat więzienia, bądź dożywociem.
Czytaj również:
Ciało kobiety znaleziono przy drodze w Milczy
Tragedia w Milczy. Policjanci zatrzymali dwóch podejrzanych
Autor: /RED/
~BEZ LITOŚCI
10-11-2019 12:08 8 101
~Ja
10-11-2019 09:49 8 77
~Andy
09-11-2019 15:04 9 98
~prokurator
09-11-2019 12:45 11 103
~Jagger
09-11-2019 09:09 8 108