Żołnierz AK, który był "wtyczką" w Gestapo. Udaremnił niemieckie działania i ocalił wiele osób. Niezwykłą postać, urodzonego w Jaśliskach, Rudolfa Probsta, przedstawiły w książce "Pseudonim Weksler. Opowieść o Rudolfie Probście" jego wnuczka Laura Barszczewicz i Lidia Zielonka z Zarszyna.
Gminna Biblioteka Publiczna w Rymanowie, Galeria Sztuki w Rymanowie-Zdroju oraz Gminny Ośrodek Kultury w Rymanowie zorganizowali 12 czerwca w Galerii Sztuki spotkanie z Laurą Barszczewicz i Lidią Zielonką, autorkami książki "Pseudonim Weksler. Opowieść o Rudolfie Probście".

- Książka to historia niezwykłego człowieka. Opowieść o tym, jak konsekwencje wcześniejszych wyborów kształtują nasze późniejsze losy. To losy młodego Polaka, który przez osiem miesięcy był tłumaczem w sanockiej placówce Gestapo. Żołnierza Armii Krajowej, który otrzymał niezwykły rozkaz i rozpoczął wyjątkową misję - swoją konspiracyjną walkę z okupantem. I jego późniejsze losy, naznaczone tym jednym, młodzieńczym wyborem - piszą w słowie wstępnym Laura Barszczewicz i Lidia Zielonka.

Pierwsza z nich jest wnuczką porucznika Rudolfa Probsta, a druga zainteresowana jego losami mieszkanką Zarszyna - wsi, w której mieszkał w czasie II wojny światowej.

rudolf probst

- Pierwsze informacje o Rudolfie Probście dotarły do mnie w 2008 roku podczas wystawy w Zarszynie. Później dowiedziałam się, że żyje i mieszka w Radzyniu Podlaskim. Po jakimś czasie odważyłam się zadzwonić do niego i tak się zaczęły mojego kontakty z Rudolfem Probstem, wiele telefonów, długie rozmowy i jego opowieści sprzed kilkudziesięciu lat. Poznałam go osobiście podczas wyjazdu do Radzynia Podlaskiego w 2013 r. - wspominała Lidia Zielonka.

Laura Barszczewicz i Lidia Zielonka spotkały się na pogrzebie Rudolfa Probsta w 2015 roku. Laura szukała materiałów o losach swojego dziadka.

- Znając bardzo dobrze historię jego życia zaprosiłam Laurę na Podkarpacie. Uznałam, że tylko spacerując śladami Probsta można właściwie oddać emocje wydarzeń z odległej już przeszłości. Później zrodził się pomysł wspólnego napisania książki - powiedziała Lidia Zielonka.

Składają się na nią dwie linie narracyjne. W jednej Lidia Zielonka opisuje wojenne losy Rudolfa Probsta, a druga przybiera formę pamiętnika, której bohaterem jest dziadek, opowiadający wnuczce Laurze historię swojego życia.

Rudolf Probst urodził się w marcu 1923 roku w Jaśliskach, gdzie przebywali czasowo jego rodzice. Nie mieli oni ani gospodarstwa, ani pola, więc przenosili się za pracą w różne miejsca. I tak trafili do Jaślisk. Tam ojciec Rudolfa pracował w tartaku. Później Probstowie przenieśli się do Smorza (dzisiejsza Ukraina), Ustrzyk Dolnych, a w 1932 r. do Zarszyna, gdzie wynajęli dom w centrum miejscowości. Tam Rudolf chodził do szkoły powszechnej, gdzie poznał swojego najlepszego przyjaciela Stanisława Rysza.

- Rudolf był bardzo dobrym uczniem, ale rodziców nie było stać, by posłać go do Gimnazjum im. Królowej Zofii do Sanoka, gdzie było wysokie czesne. Wówczas dyrektor Szkoły Powszechnej w Zarszynie pan Sandecki napisał pismo do Kuratorium Oświaty we Lwowie, aby mu obniżyli tzw. taksę. Dostał zgodę, ale był jeden warunek. Nie wolno mu było mieć "dwójki" na świadectwie. Na początku miał problem z językiem niemieckim, ale się zawziął i na koniec nauki był najlepszym uczniem z języka niemieckiego w gimnazjum, które skończył na małej maturze - opowiadała pani Lidia.

Wybuchła II wojna światowa i kolejnego etapu nauki już nie rozpoczął. W 1940 roku zajął się działalnością konspiracyjną, wstąpił do Związku Walki Zbrojnej. Wraz z kolegami, w tym ze Stanisławem Ryszem, przewozili prasę podziemną, czasem udało im się zrobić jakiś sabotaż.

Na początku 1941 roku rodzina Probstów (rodzice oraz synowie Stanisław i Rudolf) znaleźli się na liście do wyjazdu na roboty przymusowe do Niemiec. Jednak za namową urzędnika z Sanoka, wykorzystując niemiecko brzmiące nazwisko (choć dziadkowie Rudolfa przybyli do Jaślisk z Mołdawii), ojciec Rudolfa, Alojzy podpisał volkslistę. Tym samym rodzina uniknęła wywózki do Niemiec.
Z powojennych zeznań świadków wynika, że mimo podpisania volkslisty, Probstowie aktywnie wspomagali ruch oporu. W ich domu ukrywana była broń, podziemna prasa, członkowie podziemia słuchali radia Londyn. Alojzy Probst pomagał też wielokrotnie mieszkańcom Zarszyna.
W tym samym czasie ruszył tartak w Zarszynie i Alojzy Probst został trakowym. Pracę rozpoczął tam również Rudolf.

- Cały czas działał w ruchu oporu. W 1942 roku, po powstaniu Armii Krajowej złożył drugą przysięgę. Był łącznikiem, kolportował prasę, jeździł pociągiem do Rzeszowa, skąd przywoził nielegalne gazety. Stworzyła się siatka konspiracyjna obejmująca między innymi Zarszyn, Jaćmierz, Bażanówkę, Długie. Mieli pseudonimy, to była jedynie pro forma, gdyż ich nie używali, mówili do siebie po imieniu, znali siebie, swoje rodziny. Było więc bardzo łatwo o wpadkę. I tak się stało w 1942 roku. Jeśli sanockie Gestapo kogoś złamało, to w ich ręce wpadali następni. W ciągu kilku tygodni zostało aresztowanych kilkudziesięciu członków AK - mówiła Lidia Zielonka.

Żeby zapobiec dalszym aresztowaniom oraz odbudować struktury AK, w maju 1943 roku w majątku w Besku pojawił się Adam Winogrodzki ps. "Korwin". Spotkał się tam z Rudolfem Probstem i zaproponował mu, żeby został "wtyką" AK w sanockim Gestapo.

- Dlaczego akurat on? Imię i nazwisko brzmiące niemiecko, choć jak wykazują dokumenty ich rodzina pochodziła z Mołdawii, a nie z niemieckojęzycznych obszarów. Rudolf doskonale znał język niemiecki, co było zasługą jego nauczyciela z gimnazjum w Sanoku profesora Melnyka. Był też człowiekiem bardzo opanowanym, potrafił się zachować w niebezpiecznych sytuacjach, "nie tracił głowy" - tłumaczyła Lidia Zielonka

rudolf probst

Od listopada 1943 roku, mając 20 lat, został przyjęty do pracy w Gestapo w Sanoku. Oczywiście wcześniej był dokładnie sprawdzany. Najpierw przez miesiąc trzymano go trochę z boku. Mieszkał w pokoiku na poddaszu budynku Gestapo. Nie wolno mu było kontaktować się z domem, z obawy, ze będzie mógł przenosić jakieś informacje. Każde wyjście z budynku musiał skrupulatnie odnotowywać w specjalnym zeszycie, co faktycznie robił, aby zdobyć zaufanie. Z czasem jednak poznawał funkcjonariuszy, wychodził z nimi na piwo. Miał też dostęp do zeszytu, gdzie po przesłuchaniach notowano, kogo trzeba zatrzymać. Tłumaczył również donosy, które przychodziły na Gestapo z całego rejonu.

- Trzeba wiedzieć, że każdy funkcjonariusz miał pod sobą wsie, a w każdej z nich miał przynajmniej dwóch donosicieli, którzy systematycznie przekazywali informacje.
Probst był też świadkiem wielu przesłuchań. W ich trakcie, Rudolf dowiadywał się o wielu rzeczach. Jeśli ktoś podawał nazwisko członka AK, to wiadomym było, że pojadą po niego. Zapamiętywał i ostrzegał. I tutaj pojawiał się jego kolega z dzieciństwa i lat szkolnych Stanisław Rysz. Jak się dowiedział, że jest planowane aresztowanie, łapanka, najazd na wsie, pisał informacje i zostawiał je w ubikacji za spłuczką w jednej z restauracji, która była w Sanoku przy ul. Kościuszki. Stanisław te informacje odbierał. Pracował on w majątku w Besku i rozwoził żywność: mleko, sery, kiełbasy. Zaopatrywał też Niemców w Sanoku, także pracowników Gestapo. Informacje przekazywał następnie do "Korwina", albo na pocztę do Jaćmierza lub Zarszyna i dalej osoby były ostrzegane
- opowiadała pani Lidia.

21 czerwca 1944 roku, podczas jednego z jego dyżurów, zadzwonił ktoś z sanockiego więzienia i powiedział, że podczas przesłuchania jeden z więźniów zeznał, iż w Gestapo jest wtyka i żeby przekazać to szefowi. Akurat telefon odebrał Rudolf Probst. Wiedział wtedy, że jest już "spalony".
Był to niesamowity zbieg okoliczności, że akurat on odebrał telefon. Wziął z sejfu pistolet, kilka naboi, granat i listę konfidentów z całego terenu. Koledze powiedział, że wychodzi po papierosy i uciekł. Pobiegł w kierunku stacji kolejowej. Po pewnym czasie nadjechał pociąg towarowy do którego wskoczył. Wyskoczył przed Zarszynem i przez pola na skróty przyszedł do browaru. Tam został ukryty. Bardzo szybko pojawiło się Gestapo, szukali go, ale nie odnaleźli. Wieczorem przyszedł kolega Staszek, dostał cywilne ubrania poszedł do Bażanówki. Później dostał się do Rymanowa, gdzie przez pewien czas się ukrywał. Po kilku tygodniach został przydzielony do plutonu Wojciecha Rosolskiego ps. Skalny" i brał udział w akcji "Burza".

- Przez osiem miesięcy, od listopada 1943 do czerwca 1944 roku, kiedy pracował w sanockim Gestapo, nie aresztowano ani jednego członka AK na tym terenie. Biorąc pod uwagę częstotliwość wcześniejszych aresztowań, Rudolf Probst ps. "Weksler" uratował życie wielu osobom - podkreśliła Lidia Zielonka.

W październiku 1946 r. Rudolf Probst wraz z rodzicami złożył do Prokuratora Specjalnego Sądu Karnego w Rzeszowie wniosek o oczyszczenie z zarzutu współpracy z okupantem. Przeprowadzone dochodzenie, przesłuchanie kilkudziesięciu świadków oraz potwierdzenie z Gminnej Rady Narodowej dały podstawę do umorzenia postępowania "z braku winy podejrzanych".

Po II wojnie światowej mieszkał w Siedlcach, Lublinie, gdzie ukończył studia na Wydziale Biologii i Nauki o Ziemi UMCS w Lublinie. Pracował w Tarnogórze, Grabowcu, Kocku. Od września 1959 roku pracował w Liceum Ogólnokształcącym w Radzyniu Podlaskim, gdzie przeniósł się z rodziną. Przez kilka lat był był dyrektorem tej szkoły.

rudolf probst

Laura Barszczewicz podkreśliła, że o tym, jaki dziadek był naprawdę, dowiedziała się z opowieści, ze spotkań w domu, gdzie przychodzili jego dawni uczniowie, dyrekcja i nauczyciele liceum ogólnokształcącego w Radzyniu Podlaskim. Był szanowanym nauczycielem i bardzo lubianym wśród uczniów.

- Jednak nie zawsze wszystko wyglądało tak różowo. Często musiał się tłumaczyć ze swojej przeszłości, gdyż padały również oskarżenia o współpracę z okupantem. Na dowód tego, że działał w konspiracji, że pomagał wielu osobom, ratując życie, pokazywał oświadczenia naocznych świadków, kolegów z AK z okresu II wojny światowej, opisujące jego działalność w podziemiu. Pamiętam, że bardzo to przeżywał, cała ta sytuacja bardzo go dotykała - wspominała Laura Barszczewicz.

Wnuczka Rudolfa Probsta dodaje, że w swoim środowisku był osobą bardzo aktywną: współzałożycielem i pierwszym prezesem Oddziału PTTK w Radzyniu Podlaskim, założycielem Szkolnego Koła Krajoznawczo-Turystycznego PTTK przy LO w Radzyniu Podlaskim. W latach 90. ubiegłego stulecia wstąpił do Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i został wiceprezesem oddziału w Radzyniu Podlaskim.

rudolf probst

Zmarł 13 lutego 2015 r. Radzyń Podlaski cały czas o nim pamięta. Organizowane są między innymi memoriały pływackie, rajdy piesze, biegi patrolowe, wystawy zdjęć, konkursy wiedzy o życiu i dokonaniach Rudolfa Probsta.
W Zarszynie, miesiąc po jego śmierci, w marcu 2015 r. odbył się przedpremierowy pokaz filmu "Byłem w Gestapo" (realizator Jerzy Oleszkowicz, współpraca IPN Piotr Szopa). Film, wraz z wystawą pamięci, został również zaprezentowany 13 lutego 2016 r. w Domu Polskim w Dublinie.
W Zarszynie, na ścianie domu, w którym mieszkał, w 2018 r. powstał deskal autorstwa artysty Arkadiusza Andrejkowa.
Rudolf Probst uhonorowany został wieloma odznaczeniami, w tym Krzyżem Partyzanckim, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Armii Krajowej.

Książkę "Pseudonim Weksler. Opowieść o Rudolfie Probście" można nabyć w Biurze Informacji Turystycznej w Rymanowie-Zdroju przy ul. Zdrojowej 40.

Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. terazKrosno.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.