Ocalona kronika, świadectwo pierwszych dni po powrocie żubrów
31 października, 2023Wiadomości / Krosno
Jednym z najciekawszych, a niemal zupełnie nieznanych, źródeł wiedzy na temat bieszczadzkiej populacji żubrów jest Kronika ośrodka hodowli żubrów w Nadleśnictwie Stuposiany.
Jednym z najciekawszych, a niemal zupełnie nieznanych, źródeł wiedzy na temat bieszczadzkiej populacji żubrów jest Kronika ośrodka hodowli żubrów w Nadleśnictwie Stuposiany. Dokument sporządzony odręcznie w latach 1963-1964 pozwala odtworzyć nie tylko interesujące fakty, ale i klimat czasów sprzed niemal pół wieku. Zaczyna się on słowami:
Zgodnie z wytycznymi OZLP Przemyśl odnośnie zlokalizowania Ośrodka Hodowli Żubrów w Bieszczadach i ostateczną decyzją, że projektowana uprzednio lokalizacja w Nadleśnictwie Baligród jest nieaktualna, Nadleśnictwo Stuposiany zgłosiło, że posiada na swym terenie obszar leśny, gdzie ewentualnie można by założyć ośrodek hodowli żubrów, gdyż odpowiada on wymogom stawianym przy wprowadzeniu żubra.
W dniu 31 maja 1963 roku wytypowana przez Okręgowy Zarząd Lasów Państwowych w Przemyślu komisja w osobach: st. inspektor Franciszka Bereś, insp. Henryk Osiniak, nadleśniczy Nadleśnictwa Stuposiany, Władysław Pepera, leśniczy leśnictwa Widełki, Czesław Szmidt i strażnik łowiecki Wacław Żurek, dokonała przeglądu wnioskowanej przez Nadleśnictwo partii leśnej oraz dokonała szczegółowej lokalizacji zagrody kwarantannowej dla żubrów w leśnictwie Ustrzyki Górne, oddz. 33a,d,c, 34a, 36c. o powierzchni 5 ha. Teren przeznaczony pod zagrodę obejmuje w części drzewostany bukowe i jodłowe różnych klas wieku, haliznę oraz odcinek potoku. Położony jest na wystawie południowej u podnóża pasma gór Widełki i Bukowe Berdo…
W krótkim czasie przygotowano projekt techniczny zagrody i kosztorys, według którego wkrótce nad potokiem Zwór k. Bereżek zaczęto wznosić żubrzą siedzibę. Jej ogrodzenie miało długość 1100 metrów, słupy wykonane były z solidnych pali, do nich przybito sześć rzędów tęgich żerdzi, które miały wytrzymać ewentualny napór żubrów. Do tego solidne bramy oraz paśnik długości 9 metrów, będący jednocześnie magazynem na siano i paszę. Łączna powierzchnia zagrody osiągnęła 5,68 ha. W dniu 6 października 1963 roku wszelkie prace budowlane były ukończone, pasza zgromadzona, a nadleśnictwo gotowe do przyjęcia żubrów. Ich przyjazd z Pszczyny i Niepołomic awizowano na 30 października 1963 roku.
- Nadleśnictwo przygotowało do dalszego transportu żubrów trzy sanie żelazne wraz z ciągnikami gąsienicowymi do zrywki drewna, które oczekiwały w przewidywanym miejscu przeładunku w Bereżkach k. szosy asfaltowej, po drugiej stronie Wołosatego. W dniu 30 października 1963 roku, o godzinie 5.00 przybyły samochody i skrzynie z żubrami - z Pszczyny 2 sztuki i z Niepołomic 3 sztuki. Przeładowanie nastąpiło dość sprawnie, jak i sam transport do zagrody ciągnikami gąsienicowymi również - zapisano skrupulatnie w kronice.
W samym akcie wpuszczenia żubrów do zagrody brał udział przedstawiciel Ministerstwa Leśnictwa, lekarz weterynarii oraz leśnicy.
Prasa regionalna nagłośniła fakt przybycia "króla puszczy" w Bieszczady, a w okolicy zagrody zaczęły się pojawiać wycieczki niepokojące zwierzęta. Dlatego na początek zatrudniono specjalnego strażnika, którego zadaniem było zawracanie ciekawskich, zaś przy drodze w dolinę potoku Zwór stanęła tablica ostrzegawcza, zabraniająca wstępu do "żubrowiska".
Aklimatyzacja żubrów do górskich warunków bytowych przebiegała zimą, która w Bieszczadach bywa zazwyczaj ciężka. Tak było też w roku 1963, gdy spadły półtorametrowe śniegi a przez długie tygodnie utrzymywały się temperatury poniżej minus 20 st. Celsjusza. Strażnicy dokarmiali żubry, wykładając im bez ograniczeń siano oraz po 4 kilogramy żołędzi na głowę. Bieszczadzkie menu wyraźnie im służyło, na co wskazuje zapis kroniki: …przez okres trzech miesięcy stały przy paśniku i po prostu opychały się sianem. Kondycyjnie wyraźnie poprawiły się a szczególnie jaskrawie widoczne to było na "Pulonie". Byk "Pulpit" był w dość słabej kondycji, którą to utrzymał do końca grudnia. W tym czasie obserwowano u niego zmianę futra - po prostu liniał płatami. Początkiem stycznia linienie ustało, byk pokrył się równym włosem i zaczął wyraźnie poprawiać się kondycyjnie…
W okresie silnych mrozów podawano też owies i brukiew. Mimo dostatku pożywienia "Pulon", jak zapisano w kronice, odżerał pozostałe sztuki, a młodsze byki i cielęta brał na rogi i kaleczył. Konieczne stało się wykonanie "cielętnika" i oddzielenie młodzieży od agresywnego przewodnika stada, który w swym otoczeniu tolerował jedynie krowy.
Również agresywnie potrafiły zareagować żubry na widok człowieka. Kronika podaje dramatyczny opis sytuacji, gdy: …podczas silnego mrozu w styczniu 1964 roku do zagrody wszedł strażnik, aby poszerzyć przeręblę na potoku, z którego piły wodę. Stado w tym czasie było w odległości 60 metrów od przerębli, ta zaś 6-8 metrów od płotu. Z chwilą, gdy strażnik wszedł przez płot, żubry stały spokojnie i obserwowały; gdy uderzył siekierą w lód, wypadły krowy: Puleśna i Pujanka i z brawurą zaatakowały. Czujny strażnik ledwie zdążył wskoczyć na żerdzie ogrodzenia…
W okresie zimy zaobserwowano, że pod zagrodę podeszły wilki, jednak odeszły bez większych kombinacji. Wkrótce stwierdzono też tropy niedźwiedzia, który zbliżywszy się do ogrodzenia, wycofał się. W połowie marca u żubrów rozpoczęło się linienie, zauważono też, że żubrzyca "Puleśna" jest cielna. Przez całą zimę obserwowano zachowanie zwierząt, które świetnie radziły sobie przy pokrywie śniegu dochodzącej do 1,5 metra.
Niektóre zapisy dokumentują ciągłe zainteresowanie, jakim cieszyły się sprowadzone tu żubry:
Dla zapobieżenia licznym wycieczkom, zgłaszającym się, aby zobaczyć żubry, które spowodowały pewnego rodzaju sensację, Nadleśnictwo zmuszone zostało do zatrudnienia dwóch strażników na okres 2 miesięcy do pełnienia dyżurów i zawracania chętnych z drogi. Niedopuszczenie obcych ludzi do zagrody miało na celu zapobieżenie ewentualnemu przeniesieniu chorób zakaźnych - pryszczycy oraz stworzenie żubrom dogodnych warunków dziczenia i aklimatyzacji. Do zadawania żubrom karmy oraz dokonywania obserwacji zachowania się tej zwierzyny Nadleśnictwo przeznaczyło stróża…
Ciekawostką były przeprowadzane eksperymenty, mające na celu zidentyfikowanie zachowań żubrzych w kontakcie z drapieżnikami.
W początkach miesiąca grudnia 1963 r. dokonał Nadleśniczy wraz ze strażnikiem łowieckim próby, jak reagować będą ewentualnie żubry w wypadku nagłego zaskoczenia ich przez wilki. W tym celu do zagrody, na leżące stado żubrów, wpuszczono silnego psa. Natychmiast został on zaatakowany. Na czoło ataku wysunęły się krowy, następnie byki i cielęta z tyłu. Szarża żubrów była bardzo gwałtowna i pies z ataku przejść musiał do szybkiej ucieczki na zewnątrz zagrody. Wspomniany eksperyment wykazał, że raczej ewentualny atak ze strony wilków nie powinien wilkom tak łatwo przynieść sukcesu.
Z nastaniem wiosny, gdy już pojawiła się świeża trawa, postanowiono wypuścić żubry na wolność. W dniu 4 maja 1964 roku rozgrodzono około 20 metrów żerdziowego płotu, ale okazało się, że zwierzęta wcale nie mają zamiaru opuszczać zagrody. Wyszły z niej dopiero w nocy z 4 na 5 maja i, klucząc swobodnie na lewo i prawo, skierowały się na wschód, gdzie przewidywana była ich ostoja. Nie zalegając przez cały dzień, penetrowały teren doliny. Były dość podniecone, gdyż mało żerowały, nie kładły się, lecz szły przed siebie, ciągle klucząc. W pierwszym dniu wolności podeszły pod szczyt Kiczerki, następnie wieczorem tego samego dnia były obserwowane na granicy lasu i połonin Bukowego Berda. (…) W dniu 7 maja o godz. 15.00 zeszły dawnym szlakiem zrywkowym do leśniczówki Widełki i weszły na podwórko, z którego nie zdradzały większej ochoty wyjść. Żubry - cała siódemka - były spokojne, dość wypełnione (niegłodne), dały się dość łatwo skierować do partii lasu, skąd przyszły…
Kronika kończy się datą 25 lipca 1964 r. i jest dziś bezcennym źródłem dokumentującym powrót żubra w góry. Przez całe lata przechowywana była w kancelarii leśnictwa Widełki. Wraz z dobrodziejstwem inwentarza przejął go w 1970 roku leśniczy Bolesław Drzazga. Zawsze udostępniał dokument tym, którzy byli zainteresowani tematem żubrów.
Wiele lat później leśniczy Drzazga przeszedł na emeryturę, ale kronika wciąż była w jego bibliotece. W dniu 28 maja 2005 r. zdarzyło się nieszczęście; drewnianą leśniczówkę objął pożar. Płonęła jak pochodnia i niewiele udało się z niej uratować. Jednak kronikę leśniczy wyniósł, ratując ją przed spaleniem jako jeden z cenniejszych dokumentów leśnictwa. W dniu 22 lipca 2005 roku przekazał ją do archiwum RDLP w Krośnie.
Dokument pisany jest na bloku A-4, przez osobę, której nazwisko trudno dziś ustalić. Najprawdopodobniej przepisano go w późniejszych latach, korzystając z zapisów w książkach służbowych strażników stada. Obejmuje on 16 stron rękopisu oraz odręczny wpis leśniczego Bolesława Drzazgi, dokumentujący fakt przekazania kroniki do archiwum RDLP w Krośnie. W archiwach Nadleśnictwa Stuposiany można też znaleźć 3,5 stronicowy "wyciąg z kroniki ośrodka hodowli żubrów", zawierający najważniejsze fakty z okresu reintrodukcji, sporządzony odręcznie w dniu 13 listopada 1987 roku.
To nie był jednak koniec przygód z żubrami, które przeżywali mieszkańcy Bieszczadów i turyści. Wiele z nich miało dramatyczny albo zabawny przebieg, wszystkie kończyły się szczęśliwe. Obserwujący żubry strażnik stwierdził, że 31 maja 1964 roku stado rozbiło się na dwie grupki, przy czym krowy z młodzieżą przebywały w okolicach zagrody a dwa byki podjęły wędrówkę w nieznanym kierunku. Dopiero 16 lipca zostały wytropione pomiędzy potokiem Roztoki i Haliczem na wysokości Krzemienia, tj. około 15 kilometrów od miejsca wyjścia. Tymczasem do zagrody kwarantannowej w dniu 17 lipca przywieziono 3 kolejne żubry: byka "Pulona II" z Pszczyny oraz krowę "Puczaję" i byka "Pustona" z Niepołomic. Kilka dni później dołączyły do nich z następnego transportu: "Punina", "Puri", "Punek" z Pszczyny i "Pucela" z "Pucnotą" z Niepołomic. W dniu 24 lipca stado liczyło już 15 sztuk. Około połowy grudnia 1964 roku przybył szesnasty osobnik i był to żubrzyk urodzony przez krowę "Pujankę" już na wolności, dlatego nikt nie nadał mu imienia. Pomimo tęgich mrozów cielę było zdrowe i ruchliwe a całe stado czas jakiś trzymało się razem przy wycielonej krowie. Rodziły się na powrót naturalne instynkty; stado bieszczadzkich żubrów rozpoczęło trwające do dziś życie na wolności. Mimo że zwierząt było coraz więcej, to coraz trudniej było je zobaczyć.
Końcem października 1964 roku byk "Pulpit", odpędzony od stada przez silniejszego "Pulona", podjął samotną wędrówkę na północ. Jego peregrynacje po południowej Polsce to osobny temat prezentowany w jednym z kolejnych rozdziałów tej książki.
Zresztą "Pulpit" nie był jedynym żubrem o duszy wędrowca, bowiem jesienią 1965 roku na północ udał się kolejny osobnik. Doszedł w okolice Pruchnika pod Jarosławiem, gdzie znalazł doskonałą bazę żerową na polach buraków cukrowych, których plantatorzy jeszcze nie zdążyli odstawić do cukrowni. Jakiś czas żubr terroryzował swym zuchwalstwem chłopów. Ci chodzili przez kilka dni na skargi do nadleśnictwa i na milicję, ale nikt nie był w stanie im pomóc. Wreszcie, nie znajdując zrozumienia u władzy, chłopi postanowili sprawę załatwić we własnym zakresie. Pewnej niedzieli, po mszy i po kilku piwach, gromada zaopatrzona w widły i stalową linkę, wybrała się na pole, gdzie żerowało zwierzę. Znaleźli się odważni, którzy chcieli zarzucić żubrowi linkę jak lasso na rogi i, jak krowę, odprowadzić do urzędu gminy. Niestety, stalowa pętla zsunęła się na kark zwierzęcia, które przyduszone wpadło w szał. "Kowboje" zdążyli tylko linkę zamocować do tęgiej przydrożnej gruszy i ujść z życiem. Tymczasem zwierzę biegając wokół drzewa i owijając linę, skracało jej długość i zaciskało sobie coraz bardziej pętlę na szyi. Wreszcie upadło i ciężko dysząc, wyraźnie dusiło się. Ktoś krzyknął, żeby skoczyć do wsi po piłę i ściąć drzewo. Zanim jednak pomysł wykonano, "król puszczy" już nie żył. Wybuchła tęga afera; śledztwo milicyjne, prokurator i wreszcie sąd w Jarosławiu dla kilku najbardziej zaangażowanych sprawców, którym groziły wysokie wyroki. Na ich szczęście okazało się, że wymiar sprawiedliwości niezbyt wysoko cenił żubrze życie - chłopi zostali uniewinnieni, a w sentencji wyroku zaznaczono, że "niedouczeni, ciemni ludzie ze wsi nie wiedzieli, co to za zwierz, więc nie mogą odpowiadać jak za świadomy postępek". O sprawie, jako że była dość wstydliwa, z czasem zapomniano, a kroniki na ten temat milczą.
Inwentaryzacja zwierzyny z 1 stycznia 1966 roku wykazała, że w Bieszczadach żyło 21 żubrów w stanie dzikim, z tego 4 krowy spodziewające się potomstwa na wiosnę. Rozległe terytoria bytowe, stałe dokarmianie zimą i prawdziwy "święty" spokój sprawiły, że właśnie tutaj spokojnie rozwijała się największa górska populacja tych zwierząt w Europie. Dziś żyje tu na wolności około 750 tych chronionych zwierząt.
Tekst: Edward Marszałek Rzecznik prasowy RDLP w Krośnie
Dofinansowano ze środków Lasów Państwowych
Zgodnie z wytycznymi OZLP Przemyśl odnośnie zlokalizowania Ośrodka Hodowli Żubrów w Bieszczadach i ostateczną decyzją, że projektowana uprzednio lokalizacja w Nadleśnictwie Baligród jest nieaktualna, Nadleśnictwo Stuposiany zgłosiło, że posiada na swym terenie obszar leśny, gdzie ewentualnie można by założyć ośrodek hodowli żubrów, gdyż odpowiada on wymogom stawianym przy wprowadzeniu żubra.
W dniu 31 maja 1963 roku wytypowana przez Okręgowy Zarząd Lasów Państwowych w Przemyślu komisja w osobach: st. inspektor Franciszka Bereś, insp. Henryk Osiniak, nadleśniczy Nadleśnictwa Stuposiany, Władysław Pepera, leśniczy leśnictwa Widełki, Czesław Szmidt i strażnik łowiecki Wacław Żurek, dokonała przeglądu wnioskowanej przez Nadleśnictwo partii leśnej oraz dokonała szczegółowej lokalizacji zagrody kwarantannowej dla żubrów w leśnictwie Ustrzyki Górne, oddz. 33a,d,c, 34a, 36c. o powierzchni 5 ha. Teren przeznaczony pod zagrodę obejmuje w części drzewostany bukowe i jodłowe różnych klas wieku, haliznę oraz odcinek potoku. Położony jest na wystawie południowej u podnóża pasma gór Widełki i Bukowe Berdo…
W krótkim czasie przygotowano projekt techniczny zagrody i kosztorys, według którego wkrótce nad potokiem Zwór k. Bereżek zaczęto wznosić żubrzą siedzibę. Jej ogrodzenie miało długość 1100 metrów, słupy wykonane były z solidnych pali, do nich przybito sześć rzędów tęgich żerdzi, które miały wytrzymać ewentualny napór żubrów. Do tego solidne bramy oraz paśnik długości 9 metrów, będący jednocześnie magazynem na siano i paszę. Łączna powierzchnia zagrody osiągnęła 5,68 ha. W dniu 6 października 1963 roku wszelkie prace budowlane były ukończone, pasza zgromadzona, a nadleśnictwo gotowe do przyjęcia żubrów. Ich przyjazd z Pszczyny i Niepołomic awizowano na 30 października 1963 roku.
- Nadleśnictwo przygotowało do dalszego transportu żubrów trzy sanie żelazne wraz z ciągnikami gąsienicowymi do zrywki drewna, które oczekiwały w przewidywanym miejscu przeładunku w Bereżkach k. szosy asfaltowej, po drugiej stronie Wołosatego. W dniu 30 października 1963 roku, o godzinie 5.00 przybyły samochody i skrzynie z żubrami - z Pszczyny 2 sztuki i z Niepołomic 3 sztuki. Przeładowanie nastąpiło dość sprawnie, jak i sam transport do zagrody ciągnikami gąsienicowymi również - zapisano skrupulatnie w kronice.
W samym akcie wpuszczenia żubrów do zagrody brał udział przedstawiciel Ministerstwa Leśnictwa, lekarz weterynarii oraz leśnicy.
Prasa regionalna nagłośniła fakt przybycia "króla puszczy" w Bieszczady, a w okolicy zagrody zaczęły się pojawiać wycieczki niepokojące zwierzęta. Dlatego na początek zatrudniono specjalnego strażnika, którego zadaniem było zawracanie ciekawskich, zaś przy drodze w dolinę potoku Zwór stanęła tablica ostrzegawcza, zabraniająca wstępu do "żubrowiska".
Aklimatyzacja żubrów do górskich warunków bytowych przebiegała zimą, która w Bieszczadach bywa zazwyczaj ciężka. Tak było też w roku 1963, gdy spadły półtorametrowe śniegi a przez długie tygodnie utrzymywały się temperatury poniżej minus 20 st. Celsjusza. Strażnicy dokarmiali żubry, wykładając im bez ograniczeń siano oraz po 4 kilogramy żołędzi na głowę. Bieszczadzkie menu wyraźnie im służyło, na co wskazuje zapis kroniki: …przez okres trzech miesięcy stały przy paśniku i po prostu opychały się sianem. Kondycyjnie wyraźnie poprawiły się a szczególnie jaskrawie widoczne to było na "Pulonie". Byk "Pulpit" był w dość słabej kondycji, którą to utrzymał do końca grudnia. W tym czasie obserwowano u niego zmianę futra - po prostu liniał płatami. Początkiem stycznia linienie ustało, byk pokrył się równym włosem i zaczął wyraźnie poprawiać się kondycyjnie…
W okresie silnych mrozów podawano też owies i brukiew. Mimo dostatku pożywienia "Pulon", jak zapisano w kronice, odżerał pozostałe sztuki, a młodsze byki i cielęta brał na rogi i kaleczył. Konieczne stało się wykonanie "cielętnika" i oddzielenie młodzieży od agresywnego przewodnika stada, który w swym otoczeniu tolerował jedynie krowy.
Również agresywnie potrafiły zareagować żubry na widok człowieka. Kronika podaje dramatyczny opis sytuacji, gdy: …podczas silnego mrozu w styczniu 1964 roku do zagrody wszedł strażnik, aby poszerzyć przeręblę na potoku, z którego piły wodę. Stado w tym czasie było w odległości 60 metrów od przerębli, ta zaś 6-8 metrów od płotu. Z chwilą, gdy strażnik wszedł przez płot, żubry stały spokojnie i obserwowały; gdy uderzył siekierą w lód, wypadły krowy: Puleśna i Pujanka i z brawurą zaatakowały. Czujny strażnik ledwie zdążył wskoczyć na żerdzie ogrodzenia…
W okresie zimy zaobserwowano, że pod zagrodę podeszły wilki, jednak odeszły bez większych kombinacji. Wkrótce stwierdzono też tropy niedźwiedzia, który zbliżywszy się do ogrodzenia, wycofał się. W połowie marca u żubrów rozpoczęło się linienie, zauważono też, że żubrzyca "Puleśna" jest cielna. Przez całą zimę obserwowano zachowanie zwierząt, które świetnie radziły sobie przy pokrywie śniegu dochodzącej do 1,5 metra.
Niektóre zapisy dokumentują ciągłe zainteresowanie, jakim cieszyły się sprowadzone tu żubry:
Dla zapobieżenia licznym wycieczkom, zgłaszającym się, aby zobaczyć żubry, które spowodowały pewnego rodzaju sensację, Nadleśnictwo zmuszone zostało do zatrudnienia dwóch strażników na okres 2 miesięcy do pełnienia dyżurów i zawracania chętnych z drogi. Niedopuszczenie obcych ludzi do zagrody miało na celu zapobieżenie ewentualnemu przeniesieniu chorób zakaźnych - pryszczycy oraz stworzenie żubrom dogodnych warunków dziczenia i aklimatyzacji. Do zadawania żubrom karmy oraz dokonywania obserwacji zachowania się tej zwierzyny Nadleśnictwo przeznaczyło stróża…
Ciekawostką były przeprowadzane eksperymenty, mające na celu zidentyfikowanie zachowań żubrzych w kontakcie z drapieżnikami.
W początkach miesiąca grudnia 1963 r. dokonał Nadleśniczy wraz ze strażnikiem łowieckim próby, jak reagować będą ewentualnie żubry w wypadku nagłego zaskoczenia ich przez wilki. W tym celu do zagrody, na leżące stado żubrów, wpuszczono silnego psa. Natychmiast został on zaatakowany. Na czoło ataku wysunęły się krowy, następnie byki i cielęta z tyłu. Szarża żubrów była bardzo gwałtowna i pies z ataku przejść musiał do szybkiej ucieczki na zewnątrz zagrody. Wspomniany eksperyment wykazał, że raczej ewentualny atak ze strony wilków nie powinien wilkom tak łatwo przynieść sukcesu.
Z nastaniem wiosny, gdy już pojawiła się świeża trawa, postanowiono wypuścić żubry na wolność. W dniu 4 maja 1964 roku rozgrodzono około 20 metrów żerdziowego płotu, ale okazało się, że zwierzęta wcale nie mają zamiaru opuszczać zagrody. Wyszły z niej dopiero w nocy z 4 na 5 maja i, klucząc swobodnie na lewo i prawo, skierowały się na wschód, gdzie przewidywana była ich ostoja. Nie zalegając przez cały dzień, penetrowały teren doliny. Były dość podniecone, gdyż mało żerowały, nie kładły się, lecz szły przed siebie, ciągle klucząc. W pierwszym dniu wolności podeszły pod szczyt Kiczerki, następnie wieczorem tego samego dnia były obserwowane na granicy lasu i połonin Bukowego Berda. (…) W dniu 7 maja o godz. 15.00 zeszły dawnym szlakiem zrywkowym do leśniczówki Widełki i weszły na podwórko, z którego nie zdradzały większej ochoty wyjść. Żubry - cała siódemka - były spokojne, dość wypełnione (niegłodne), dały się dość łatwo skierować do partii lasu, skąd przyszły…
Kronika kończy się datą 25 lipca 1964 r. i jest dziś bezcennym źródłem dokumentującym powrót żubra w góry. Przez całe lata przechowywana była w kancelarii leśnictwa Widełki. Wraz z dobrodziejstwem inwentarza przejął go w 1970 roku leśniczy Bolesław Drzazga. Zawsze udostępniał dokument tym, którzy byli zainteresowani tematem żubrów.
Wiele lat później leśniczy Drzazga przeszedł na emeryturę, ale kronika wciąż była w jego bibliotece. W dniu 28 maja 2005 r. zdarzyło się nieszczęście; drewnianą leśniczówkę objął pożar. Płonęła jak pochodnia i niewiele udało się z niej uratować. Jednak kronikę leśniczy wyniósł, ratując ją przed spaleniem jako jeden z cenniejszych dokumentów leśnictwa. W dniu 22 lipca 2005 roku przekazał ją do archiwum RDLP w Krośnie.
Dokument pisany jest na bloku A-4, przez osobę, której nazwisko trudno dziś ustalić. Najprawdopodobniej przepisano go w późniejszych latach, korzystając z zapisów w książkach służbowych strażników stada. Obejmuje on 16 stron rękopisu oraz odręczny wpis leśniczego Bolesława Drzazgi, dokumentujący fakt przekazania kroniki do archiwum RDLP w Krośnie. W archiwach Nadleśnictwa Stuposiany można też znaleźć 3,5 stronicowy "wyciąg z kroniki ośrodka hodowli żubrów", zawierający najważniejsze fakty z okresu reintrodukcji, sporządzony odręcznie w dniu 13 listopada 1987 roku.
To nie był jednak koniec przygód z żubrami, które przeżywali mieszkańcy Bieszczadów i turyści. Wiele z nich miało dramatyczny albo zabawny przebieg, wszystkie kończyły się szczęśliwe. Obserwujący żubry strażnik stwierdził, że 31 maja 1964 roku stado rozbiło się na dwie grupki, przy czym krowy z młodzieżą przebywały w okolicach zagrody a dwa byki podjęły wędrówkę w nieznanym kierunku. Dopiero 16 lipca zostały wytropione pomiędzy potokiem Roztoki i Haliczem na wysokości Krzemienia, tj. około 15 kilometrów od miejsca wyjścia. Tymczasem do zagrody kwarantannowej w dniu 17 lipca przywieziono 3 kolejne żubry: byka "Pulona II" z Pszczyny oraz krowę "Puczaję" i byka "Pustona" z Niepołomic. Kilka dni później dołączyły do nich z następnego transportu: "Punina", "Puri", "Punek" z Pszczyny i "Pucela" z "Pucnotą" z Niepołomic. W dniu 24 lipca stado liczyło już 15 sztuk. Około połowy grudnia 1964 roku przybył szesnasty osobnik i był to żubrzyk urodzony przez krowę "Pujankę" już na wolności, dlatego nikt nie nadał mu imienia. Pomimo tęgich mrozów cielę było zdrowe i ruchliwe a całe stado czas jakiś trzymało się razem przy wycielonej krowie. Rodziły się na powrót naturalne instynkty; stado bieszczadzkich żubrów rozpoczęło trwające do dziś życie na wolności. Mimo że zwierząt było coraz więcej, to coraz trudniej było je zobaczyć.
Końcem października 1964 roku byk "Pulpit", odpędzony od stada przez silniejszego "Pulona", podjął samotną wędrówkę na północ. Jego peregrynacje po południowej Polsce to osobny temat prezentowany w jednym z kolejnych rozdziałów tej książki.
Zresztą "Pulpit" nie był jedynym żubrem o duszy wędrowca, bowiem jesienią 1965 roku na północ udał się kolejny osobnik. Doszedł w okolice Pruchnika pod Jarosławiem, gdzie znalazł doskonałą bazę żerową na polach buraków cukrowych, których plantatorzy jeszcze nie zdążyli odstawić do cukrowni. Jakiś czas żubr terroryzował swym zuchwalstwem chłopów. Ci chodzili przez kilka dni na skargi do nadleśnictwa i na milicję, ale nikt nie był w stanie im pomóc. Wreszcie, nie znajdując zrozumienia u władzy, chłopi postanowili sprawę załatwić we własnym zakresie. Pewnej niedzieli, po mszy i po kilku piwach, gromada zaopatrzona w widły i stalową linkę, wybrała się na pole, gdzie żerowało zwierzę. Znaleźli się odważni, którzy chcieli zarzucić żubrowi linkę jak lasso na rogi i, jak krowę, odprowadzić do urzędu gminy. Niestety, stalowa pętla zsunęła się na kark zwierzęcia, które przyduszone wpadło w szał. "Kowboje" zdążyli tylko linkę zamocować do tęgiej przydrożnej gruszy i ujść z życiem. Tymczasem zwierzę biegając wokół drzewa i owijając linę, skracało jej długość i zaciskało sobie coraz bardziej pętlę na szyi. Wreszcie upadło i ciężko dysząc, wyraźnie dusiło się. Ktoś krzyknął, żeby skoczyć do wsi po piłę i ściąć drzewo. Zanim jednak pomysł wykonano, "król puszczy" już nie żył. Wybuchła tęga afera; śledztwo milicyjne, prokurator i wreszcie sąd w Jarosławiu dla kilku najbardziej zaangażowanych sprawców, którym groziły wysokie wyroki. Na ich szczęście okazało się, że wymiar sprawiedliwości niezbyt wysoko cenił żubrze życie - chłopi zostali uniewinnieni, a w sentencji wyroku zaznaczono, że "niedouczeni, ciemni ludzie ze wsi nie wiedzieli, co to za zwierz, więc nie mogą odpowiadać jak za świadomy postępek". O sprawie, jako że była dość wstydliwa, z czasem zapomniano, a kroniki na ten temat milczą.
Inwentaryzacja zwierzyny z 1 stycznia 1966 roku wykazała, że w Bieszczadach żyło 21 żubrów w stanie dzikim, z tego 4 krowy spodziewające się potomstwa na wiosnę. Rozległe terytoria bytowe, stałe dokarmianie zimą i prawdziwy "święty" spokój sprawiły, że właśnie tutaj spokojnie rozwijała się największa górska populacja tych zwierząt w Europie. Dziś żyje tu na wolności około 750 tych chronionych zwierząt.
Tekst: Edward Marszałek Rzecznik prasowy RDLP w Krośnie
Dofinansowano ze środków Lasów Państwowych
Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!