Prokurator chce dożywocia dla Janusza G. z Jasła
14 marca, 2020Wiadomości / Krosno
Janusz G. od początku twierdzi, że jest niewinny i ze zniknięciem byłej żony nie ma nic wspólnego
(fot. Andrzej Józefczyk)
Mieszkaniec Jasła został oskarżony o zabójstwo swojej byłej żony, Haliny G. 52-latka miała zostać zamordowana 5 sierpnia 2014 r. Do tej pory ani kobiety, ani jej ciała nie znaleziono. Janusz G. twierdzi, że jest niewinny.
W Sądzie Okręgowym w Krośnie dobiega końca proces dotyczący głośnej sprawy z początku sierpnia 2014 r. Wówczas to w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła 52-letnia Halina G. z Jasła. Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Krośnie, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, kobietę zabił jej były mąż, blisko 60-letni dzisiaj Janusz G.
12 marca br. w Sądzie Okręgowym w Krośnie został zamknięty przewód sądowy. Prokurator Beata Piotrowicz z Prokuratury Okręgowej w Krośnie w mowie końcowej przez blisko godzinę starała się przekonać sąd, że za śmiercią Haliny G. stoi jej były mąż Janusz.
- Ten otworzył swoim kluczem drzwi i stwierdził, że mamy nie ma w domu. W jej pokoju było przygotowane do spania łóżko, a telewizor był włączony. Zobaczył też brunatne ślady, jakby ktoś próbował je zacierać. Obydwaj mężczyźni pomyśleli, że jest to krew. Poprzedniej nocy, gdy syn wrócił z grilla, zauważył, że na ganku nie było dywanika - opowiadała prokurator Beata Piotrowicz z Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Obchodząc dom dookoła na ścieżce prowadzącej do ul. 17 Stycznia znaleźli srebrny łańcuszek z przewieszką, który stale nosiła Halina G.
Ustalono, że 5 sierpnia do godz. 19 52-letnia kobieta była w pracy, a pracowała jako pielęgniarka w szpitalu w Jaśle. Wcześniej, około godz. 17.15 zadzwonił do niej starszy syn i poprosił by go podrzuciła na busa, którym miał jechać do Krakowa. Po powrocie do domu spotkała się z młodszym synem, który po chwili wyszedł na umówionego wcześniej grilla a sama poszła do sąsiadki. W domu była tuż przed godz. 21. Ostatnie połączenie Haliny G. ze swoim partnerem miało miejsce o godz. 21.18.
Z ustaleń wynika również, że 7 sierpnia w Sądzie Rejonowym w Jaśle miała się odbyć kolejna rozprawa postępowaniu o podział majątku wspólnego wytoczonym przez Halinę G. przeciwko Januszowi G. Z przebiegu procesu wynikało, że na tej rozprawie może już zapaść wyrok. Janusz G. był też już wcześniej karany za atak z nożem na byłą żonę w 2012 r. i dostał karę pozbawienia wolności w zawieszeniu: 7 miesięcy na 2 lata. Sąd orzekł również zakaz zbliżania do Haliny G. przez byłego męża na odległość mniejszą niż 50 metrów. Od 2008 r. Janusz i Halina G. nie byli już formalnie małżeństwem.
- Z ustaleń wynika, że do ataku na kobietę doszło między 21.18 a 22.08 na przejściu z ganku do pierwszego pomieszczenia na wprost drzwi wejściowych. Oskarżony przeszedł przez ogródki działkowe i znalazł się w pobliżu domu byłej żony. Zadał jej co najmniej jeden cios ostrym narzędziem, najprawdopodobniej nożem. Po dokonaniu zabójstwa, poszedł po samochód zaparkowany na tyłach ogródków działkowych, podjechał nim pod dom kobiety, wrzucił ciało do auta i pojechał w kierunku ul. Floriańskiej - mówiła Beata Piotrowicz.
- Wynika z tego, że telefon był całkowicie wyłączony. Oskarżony dobrze wiedział, że można ustalać logowania. Ponadto był bardzo aktywny w nocy z 5 na 6 sierpnia. Wynika to z zapisów monitoringu. Wychodził, wyjeżdżał, wracał na punkt złomu od północy do 6 rano. Służyło to wszystko ukryciu zwłok i zacieraniu śladów przestępstwa - argumentowała Beata Piotrowicz.
- Tym motywem były niewątpliwie rozliczenia majątkowe, a konkretnie postępowanie toczące się na wniosek Haliny G. o podział majątku wspólnego dotyczącego punktu skupu złomu przy ul. Floriańskiej. Liczył się z przegraną i z faktem, że będzie musiał wypłacić kobiecie sporą sumę pieniędzy. Była to również zemsta na Halinie G. za to, że ułożyła sobie życie z innym mężczyzną, pozbawiła go domu rodzinnego i jeszcze chciała od niego połowy wartości punktu skupu złomu - podkreśliła prokurator.
- Gdy analizowałam zebrany materiał dowodowy, miałam nieodparte wrażenie, że każdy przeprowadzony dowód w tej sprawie jest wołaniem Haliny G. o sprawiedliwość, gdyż ona sama upomnieć się o nią nie może - dodała prokurator Beata Piotrowicz.
Prokurator zażądała dla oskarżonego kary dożywotniego pozbawienia wolności oraz pozbawienia praw publicznych na 10 lat.
- Oskarżony był zdolny do ataku na Halinę G. i miał motyw o charakterze majątkowym. Jedną z kluczowych okoliczności dla tej sprawy jest fakt wyjechania fordem transitem w nocy z 5 na 6 sierpnia, a dokładnie 3 minuty po północy i pozostawienia go w okolicach ogródków działkowych i torów kolejowych. Między innymi ta okoliczność przesądza o niewiarygodności oskarżonego podczas jego wyjaśnień dotyczących przemieszczania się fordem transitem - mówił między innymi adwokat Robert Szponder.
- Nie ma żadnego dowodu na to, że Janusz G. był na miejscu zdarzenia. Nie ma żadnego dowodu, że Halina G. nie żyje. My nie wiemy, co się tak naprawdę zdarzyło. Wszystko opiera się jedynie na intelektualnej spekulacji. Mogło to dobrze wyglądać zupełnie inaczej, niż zostało to przedstawione w akcie oskarżenia. My nie wiemy, kto tam był i jesteśmy skazani na domysły. Może została pozbawiona wolności i wywieziona gdzieś przez innego napastnika, który nawet dobrze po polsku nie mówi? Może ktoś zapłacił, żeby Halina G. zniknęła? - podkreślił obrońca Janusza G.
Zauważył też, iż mało prawdopodobnym jest, by oskarżony dokonując zabójstwa nie pozostawił na miejscu żadnych swoich śladów. - Czy oskarżony mający zakaz zbliżania się do Haliny G. jechałby w okolice jej domu swoim charakterystycznym zdezelowanym samochodem, który się psuje? Czy zaryzykuje to, że syn będzie w domu? Czy w tym czasie nie przyjdą sąsiedzi w odwiedziny? - pytał Krzysztof Mysza.
- Wówczas obciążali mężczyznę w swoich zeznaniach, a w trakcie rozprawy w sądzie, odwoływali je, twierdząc, że mówili to, co chcieli przesłuchujący policjanci. Liczyli na łagodniejsze potraktowanie we własnych sprawach. Brak materiału dowodowego na etapie postępowania przygotowawczego spowodował, że organy ścigania poszukiwały materiału dowodowego w sposób, w jaki nie powinny tego robić - mówił obrońca oskarżonego.
- Moje życie zależy od Wysokiego Sądu. Powtórzę jeszcze raz, że nie byłem wtedy w domu przy ul. 17 Stycznia ani w jego pobliżu. Wszystko pozostałe to są wymysły i domniemania prokuratury i proszę o uniewinnienie - stwierdził Janusz G.
Ogłoszenie wyroku zaplanowano na 26 marca.
12 marca br. w Sądzie Okręgowym w Krośnie został zamknięty przewód sądowy. Prokurator Beata Piotrowicz z Prokuratury Okręgowej w Krośnie w mowie końcowej przez blisko godzinę starała się przekonać sąd, że za śmiercią Haliny G. stoi jej były mąż Janusz.
Zgłoszenie o zaginięciu
6 sierpnia 2014 r. Zbigniew G. zawiadomił Komendę Powiatową Policji w Jaśle o zaginięciu swojej partnerki Haliny G. Z jego relacji wynikało, że tego dnia od godzin rannych próbował się skontaktować z kobietą telefonicznie, jednak bezskutecznie. Bardzo go to zaniepokoiło, gdy obydwoje kontaktowali się praktycznie każdego dnia i to nieraz wielokrotnie. Gdy po południu podjechał pod dom okazało się, że jest on zamknięty, w garażu znajduje się samochód Haliny G. a jej nie ma. Zaczekał więc na powrót do domu młodszego syna 52-letniej kobiety.- Ten otworzył swoim kluczem drzwi i stwierdził, że mamy nie ma w domu. W jej pokoju było przygotowane do spania łóżko, a telewizor był włączony. Zobaczył też brunatne ślady, jakby ktoś próbował je zacierać. Obydwaj mężczyźni pomyśleli, że jest to krew. Poprzedniej nocy, gdy syn wrócił z grilla, zauważył, że na ganku nie było dywanika - opowiadała prokurator Beata Piotrowicz z Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Obchodząc dom dookoła na ścieżce prowadzącej do ul. 17 Stycznia znaleźli srebrny łańcuszek z przewieszką, który stale nosiła Halina G.
Ostatnie chwile
Policjanci w różnych miejscach w domu i przy wejściu do niego zabezpieczyli ślady, w tym między innymi ślady krwi należące do Haliny G., a pies poprowadził do ul. 17 Stycznia i tam zgubił ślad. Krew kobiety znajdowała się też w dostawczym fordzie transicie należącym do Janusza G. Został znaleziony przy ul. Floriańskiej w pobliżu torów kolejowych.Ustalono, że 5 sierpnia do godz. 19 52-letnia kobieta była w pracy, a pracowała jako pielęgniarka w szpitalu w Jaśle. Wcześniej, około godz. 17.15 zadzwonił do niej starszy syn i poprosił by go podrzuciła na busa, którym miał jechać do Krakowa. Po powrocie do domu spotkała się z młodszym synem, który po chwili wyszedł na umówionego wcześniej grilla a sama poszła do sąsiadki. W domu była tuż przed godz. 21. Ostatnie połączenie Haliny G. ze swoim partnerem miało miejsce o godz. 21.18.
Z ustaleń wynika również, że 7 sierpnia w Sądzie Rejonowym w Jaśle miała się odbyć kolejna rozprawa postępowaniu o podział majątku wspólnego wytoczonym przez Halinę G. przeciwko Januszowi G. Z przebiegu procesu wynikało, że na tej rozprawie może już zapaść wyrok. Janusz G. był też już wcześniej karany za atak z nożem na byłą żonę w 2012 r. i dostał karę pozbawienia wolności w zawieszeniu: 7 miesięcy na 2 lata. Sąd orzekł również zakaz zbliżania do Haliny G. przez byłego męża na odległość mniejszą niż 50 metrów. Od 2008 r. Janusz i Halina G. nie byli już formalnie małżeństwem.
Aktywna noc
Jak ustaliła prokuratura, samochodem ford transit jeździł tylko oskarżony. W mowie końcowej prokurator dużo miejsca poświęciła analizie zapisów z monitoringów z terenu miasta. Analiza zapisów prowadzi jednoznacznie do wniosku, że biały ford transit wyjechał z punktu skupu złomu przy ul. Floriańskiej, który prowadził Janusz G. o godz. 19.57. Później został zaparkowany prawdopodobnie w okolicy ogródków działkowych znajdujących się przy ul. 17 Stycznia, gdzie mieszkała Halina G., od strony rzeki Wisłoki. Jeździł też po mieście po różnych ulicach. Między innymi o godz. 22.23 był widziany jak zmierzał do swojego punktu skupu złomu przy ul. Floriańskiej.- Z ustaleń wynika, że do ataku na kobietę doszło między 21.18 a 22.08 na przejściu z ganku do pierwszego pomieszczenia na wprost drzwi wejściowych. Oskarżony przeszedł przez ogródki działkowe i znalazł się w pobliżu domu byłej żony. Zadał jej co najmniej jeden cios ostrym narzędziem, najprawdopodobniej nożem. Po dokonaniu zabójstwa, poszedł po samochód zaparkowany na tyłach ogródków działkowych, podjechał nim pod dom kobiety, wrzucił ciało do auta i pojechał w kierunku ul. Floriańskiej - mówiła Beata Piotrowicz.
Zaplanowana zbrodnia
Według prokuratury, oskarżony przygotowywał się do zbrodni bardzo precyzyjnie. Świadczyć o tym ma między innymi fakt, że jego telefon nie logował się w żadnej stacji BTS od godzin popołudniowych 5 sierpnia do porannych 6 dnia następnego.- Wynika z tego, że telefon był całkowicie wyłączony. Oskarżony dobrze wiedział, że można ustalać logowania. Ponadto był bardzo aktywny w nocy z 5 na 6 sierpnia. Wynika to z zapisów monitoringu. Wychodził, wyjeżdżał, wracał na punkt złomu od północy do 6 rano. Służyło to wszystko ukryciu zwłok i zacieraniu śladów przestępstwa - argumentowała Beata Piotrowicz.
Wołanie Haliny G. o sprawiedliwość
Nie może budzić wątpliwości fakt, że Halina G. nie żyje, a sprawcą zabójstwa jest Janusz G., który miał motyw, by pozbawić życia byłą żonę.- Tym motywem były niewątpliwie rozliczenia majątkowe, a konkretnie postępowanie toczące się na wniosek Haliny G. o podział majątku wspólnego dotyczącego punktu skupu złomu przy ul. Floriańskiej. Liczył się z przegraną i z faktem, że będzie musiał wypłacić kobiecie sporą sumę pieniędzy. Była to również zemsta na Halinie G. za to, że ułożyła sobie życie z innym mężczyzną, pozbawiła go domu rodzinnego i jeszcze chciała od niego połowy wartości punktu skupu złomu - podkreśliła prokurator.
- Gdy analizowałam zebrany materiał dowodowy, miałam nieodparte wrażenie, że każdy przeprowadzony dowód w tej sprawie jest wołaniem Haliny G. o sprawiedliwość, gdyż ona sama upomnieć się o nią nie może - dodała prokurator Beata Piotrowicz.
Prokurator zażądała dla oskarżonego kary dożywotniego pozbawienia wolności oraz pozbawienia praw publicznych na 10 lat.
Zdolny do ataku
W podobnym tonie wypowiadał się pełnomocnik rodziny Haliny G., adwokat Robert Szponder. On również zażądał kary dożywocia dla Janusza G.- Oskarżony był zdolny do ataku na Halinę G. i miał motyw o charakterze majątkowym. Jedną z kluczowych okoliczności dla tej sprawy jest fakt wyjechania fordem transitem w nocy z 5 na 6 sierpnia, a dokładnie 3 minuty po północy i pozostawienia go w okolicach ogródków działkowych i torów kolejowych. Między innymi ta okoliczność przesądza o niewiarygodności oskarżonego podczas jego wyjaśnień dotyczących przemieszczania się fordem transitem - mówił między innymi adwokat Robert Szponder.
Nie ma żadnego dowodu
Obrońca Janusza G., adwokat Krzysztof Mysza stwierdził, że pewnym jest, iż Halina G. jest nieobecna.- Nie ma żadnego dowodu na to, że Janusz G. był na miejscu zdarzenia. Nie ma żadnego dowodu, że Halina G. nie żyje. My nie wiemy, co się tak naprawdę zdarzyło. Wszystko opiera się jedynie na intelektualnej spekulacji. Mogło to dobrze wyglądać zupełnie inaczej, niż zostało to przedstawione w akcie oskarżenia. My nie wiemy, kto tam był i jesteśmy skazani na domysły. Może została pozbawiona wolności i wywieziona gdzieś przez innego napastnika, który nawet dobrze po polsku nie mówi? Może ktoś zapłacił, żeby Halina G. zniknęła? - podkreślił obrońca Janusza G.
Zauważył też, iż mało prawdopodobnym jest, by oskarżony dokonując zabójstwa nie pozostawił na miejscu żadnych swoich śladów. - Czy oskarżony mający zakaz zbliżania się do Haliny G. jechałby w okolice jej domu swoim charakterystycznym zdezelowanym samochodem, który się psuje? Czy zaryzykuje to, że syn będzie w domu? Czy w tym czasie nie przyjdą sąsiedzi w odwiedziny? - pytał Krzysztof Mysza.
Zmienni świadkowie
Zdaniem obrońcy, w zeznaniach części świadków przed sądem, pojawiły się wątpliwości. Chodzi o mężczyzn, którzy byli z Januszem G. w jednej celi, gdy ten był tymczasowo aresztowany.- Wówczas obciążali mężczyznę w swoich zeznaniach, a w trakcie rozprawy w sądzie, odwoływali je, twierdząc, że mówili to, co chcieli przesłuchujący policjanci. Liczyli na łagodniejsze potraktowanie we własnych sprawach. Brak materiału dowodowego na etapie postępowania przygotowawczego spowodował, że organy ścigania poszukiwały materiału dowodowego w sposób, w jaki nie powinny tego robić - mówił obrońca oskarżonego.
Jestem niewinny
Obrońca wniósł o uniewinnienie oskarżonego. Janusz G., który przed sądem odpowiada z wolnej stopy, w ostatnim słowie po raz kolejny powtórzył, że jest niewinny i nie ma nic wspólnego z zaginięciem kobiety.- Moje życie zależy od Wysokiego Sądu. Powtórzę jeszcze raz, że nie byłem wtedy w domu przy ul. 17 Stycznia ani w jego pobliżu. Wszystko pozostałe to są wymysły i domniemania prokuratury i proszę o uniewinnienie - stwierdził Janusz G.
Ogłoszenie wyroku zaplanowano na 26 marca.
Zobacz również:
- Proces po tragicznym wypadku w Milczy
- Oskarżeni o handel pigułkami gwałtu - proces się nie rozpoczął
- Mandaty dla pieszych w 2024. Za co i ile wynoszą?
- Wyrok za usiłowanie zabójstwa w Rymanowie-Zdroju. Bracia pojednali się w sądzie
- Wypadek w hucie, brygadzista usłyszał wyrok
- Sądowy finał sprawy bestialskiego rozboju. 55-latek usłyszał wyrok
Autor: Andrzej Józefczyk
~- do -
17-03-2020 11:03 8 41
~do - dread
17-03-2020 10:58 6 43
~Sedziwy
16-03-2020 17:59 7 44
~Mitch
16-03-2020 07:26 10 37
~rogol
15-03-2020 15:53 9 48
~Dread
15-03-2020 14:12 8 50